To wszystko miało miejsce w jednym roku, w ciągu kilku dni, lipiec 1970 lub 1971r.; do dziś na początku lipca w Tucholi są Dni Borów Tucholskich. Na rynku w Tucholi (plac Wolności) odbywała się jakaś impreza Dni Borów Tucholskich, może zabawa ludowa, bo takie wtedy bywały. Ja byłam wtedy pewną siebie studentką po I albo II roku, nie pamiętam. Impreza była na środku placu, a dookoła kamieniczki, w nich sklepy. Przysiadłam na murku witryny sklepowej i obserwowałam, co się dzieje. Podszedł do mnie facet (dżins, chlebak, w ręce butelka piwa - standard) i "zagaił".
Był już podpity, a ja nie miałam ochoty na żadne towarzystwo, a co dopiero takie, więc go zbyłam jakimś "odczep się, facet, jesteś pijany" lub coś w tym stylu. Na to on: - No, może jestem pijany, ale jestem poetą. Nie poderwał mnie tym tekstem. On usiadł obok mnie, a ja sobie poszłam. Wiem, że to On, bo spotkałam Go później na wariackiej imprezie w jakiejś leśniczówce. To była impreza literacka, gadaliśmy o poezji, czytaliśmy swoje i nieswoje wiersze i piliśmy. Kiedy tam dotarłam, towarzystwo już miało nieźle w czubie. Stachura był już pijany, "był w nastroju nieprzysiadalnym", nie odzywał się wiele, trzymał się z boku, trochę grał na gitarze (wtedy uważałam, że słabo) nie śpiewał, dużo pił. Ja go pamiętałam, on mnie - nie. Nie przypomniałam mu się, nie zależało mi. Potem spał na jakiejś starej kanapie w jednym z pokoi. Grubo po północy ktoś mnie odwiózł do domu. Koniec balu.
Było baardzo alkoholowo. To było spontaniczne, żaden festiwal, warsztaty, czy jak to teraz chce się ludziom nazywać. Skrzyknęliśmy się pocztą pantoflową(komórek nie było!), każdy coś kupił, żeby było, ktoś załatwił jakiś samochód, który zwoził ludzi. Znajomi, znajomi znajomych, ich znajomi, wszyscy, którym chciało się pogadać o poezji .Wielu z nich widziałam po raz pierwszy i ostatni. Tak było. Bez sponsorów i etykiet.
Gospodarzem był młody leśnik, bez rodziny, wszystko do remontu, jakaś zbieranina starych mebli, jak to na początku. Szkoda, że nie pamiętam, która to była leśniczówka, ani jak nazywał się ten leśnik. Leśniczówek u nas dużo..
Później sięgnęłam po Jego teksty. „Missa pagana” przepadła, komuś pożyczyłam na wieczność. „ Zaginęła w boju”, więc kupiłam dwutomowe wydanie "Poezja i proza" z 1984 r. , prozy też już nie mam, tylko "Wiersze, poematy, piosenki, przekłady" pod red. Ziemowta Fedeckiego i „Piosenki”.
Już po studiach, (chyba 1981r. – w każdym razie już po śmierci Stachury) pracowałam w Technikum Mechanicznym w Tucholi (zgodnie z nakazem pracy). Ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić spektakl oparty o Mszę. Nie pamiętam, kto. Może Kazimierz Rink. I znów przypadkowe towarzystwo: Hanka Szulwic, Kazimierz Rink, Wiesław Szołtun (mój uczeń z mechanika), dwóch uczniów Technikum Leśnego (Andrzej Pakowski i Leszek Neckar), grających na gitarze i śpiewających wybrane piosenki Stachury. Tucholski Dom Kultury użyczył nam lokum. Życie z Missa pagana. Dosłownie. Słowa Stachury tak bardzo w nas wrosły, że jego tekstem komunikowaliśmy się ze sobą (mnie to zostało do dziś; kiedy mówię „wielkie dzięki” w myślach dopowiadam „:… za twoje piosenki…”). Wymyśliliśmy scenografię z chlebakiem wiszącym na kwitnącej gałęzi. Była wczesna wiosna, skąd wziąć kwitnącą gałąź? W przeddzień premiery, późnym wieczorem chłopaki wracali z ostatniej próby i po drodze ułamali dużą gałąź. Włożyli ją na noc do wiadra z wodą, żeby nie zwiędła. Rano zastali ją w pełnym kwitnieniu. To było jak znak, jakby duch poezji, wszechobecny wśród nas trzymał straż.
Spektakl odbył się w TDK, sala była pełna. My bawiliśmy się cudownie. Mówiliśmy wierszem Stachury, który był „naszym” wierszem, uczyliśmy publiczność piosenek Stachury (każdy z gości dostał teksty piosenek do domu). Przedstawienie było wydarzeniem w naszym niewielkim mieście. Później jeździliśmy jeszcze ze Stachurą do wiejskich świetlic. Z tego wydarzenia mam gdzieś kilka zdjęć.
To wszystko już prehistoria. Rozlecieliśmy się po świecie. Ja mieszkałam 25 lat na Górnym Śląsku. Teraz wróciłam, ale to już inny świat. Czasem spotykam Kazika Rinka lub Hankę Szulwic. Mimo wszystko jest w nas pamięć tego, co wtedy wydarzyło się między nami. Dzięki Stachurze.
Ostatnie zdjęcie przedstawia finał naszego spektaklu „Missa pagana”. Proszę zwrócić uwagę na scenografię; to jest żywa, kwitnąca gałąź wiśni lub jabłoni. Pod nią siedzą nasi gitarzyści, śpiewający Jego piosenki. Od lewej: Barbara Kasica-Kołomyjska, Wiesław Szołtun, Hanna Szulwic i Kazimierz Rink. Razem mówimy: „Dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba, pod którym ja i ty…”. Gitarzyści to Andrzej Pakowski i Leszek Neckar, ale nie wiem, który jest który...
Barbara Kasica-Kołomyjska
Barbara Kasica-Kołomyjska - Chociaż urodziła się w Opolu, to nauki pobierała już w Tucholi. Pierwszym mentorem i krytykiem jej prób literackich był jej polonista – Maniek (p. Marian Tokarski), który wspierał ją do końca. Po ukończeniu studiów (Bydgoszcz i Toruń), uczyła języka polskiego w szkołach średnich na terenie woj. kujawsko-pomorskiego i śląskiego. Przez pewien czas oscylowała w okolicach bydgoskiego koła „PAX” i Polskiego Radia Bydgoszcz. Po studiach wróciła do Tucholi, pracowała w Zespole Szkół Mechanicznych; tworzyła wtedy wiele wydarzeń kulturalnych w mieście i dla miasta (okolicznościowe imprezy rocznicowe, niejako „z urzędu”, przedstawienie wg. „12” Błoka, wspólnie z K.Rinkiem i innymi „Missa pagana”. Była częstym gościem TOK. W 1975r. wyprowadziła się na wieś, kupiła motor, była wolna i tam, gdzie chciała. W 1983r. wyjechała na Górny Śląsk, skąd wróciła na Ziemię Tucholską w 2000r.
Jej debiut prasowy miał miejsce w 1970r. w „Tucholaninie” i „Głosie Pomorza i Kujaw”. Wiersze ukazywały się w publikacjach sporadycznie, również w ogólnopolskiej prasie; ciągle pisała… Lata osiemdziesiąte zastały ją w Kamienicy. Tu napisała scenariusz, wyreżyserowała i wystawiła z młodzieżą z miejscowego PGR-u wiele spektakli teatralnych, m.in. Marka Hłaskę, K.I. Gałczyńskiego, ale najważniejszy był „Pan Cogito” oparty na tomiku Zbigniewa Herberta o tym samym tytule. Scenariusz ten został opublikowany w „Poradniku Bibliotekarza”. Dostała wtedy pierwsze konkretne honorarium autorskie (76,- zł). Po premierze w pałacu kamienickim, artyści wystąpili na regionalnym przeglądzie wiejskich teatrów amatorskich pt. „Teatr przy kawie” w Chojnicach, gdzie zdobyli I miejsce i zakwalifikowali się do przeglądu centralnego. Nagrodą za I miejsce w przeglądzie centralnym był występ w profesjonalnym teatrze – Teatrze Kameralnym w Warszawie. Organizatorzy wyznaczyli datę – 18 grudnia 1981r. 11 grudnia „roku pamiętnego” przyszedł telegram – spektakl odwołany. Przyczyny nie podano. Wprowadzenie stanu wojennego poskutkowało długim okresem milczenia. Pisała, bo pisała cały czas, ale do szuflady. Czasem (wtedy już na Górnym Śląsku) uczestniczyła w spotkaniach grupy poetyckiej „Krekot” w Rudzie śląskiej, czasem w spotkaniach Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Katowicach, ale nigdzie nie była szczególnie aktywna. Dopiero ok. 1995r. znów zaczęła publikować, zdobywać wyróżnienia i nagrody. W latach 1995-2000 jest laureatką ogólnopolskich konkursów literackich (m.in. IV Ogólnopolski Konkurs Literacko-Plastyczno-Fotograficzny „Natura moich okolic 99”, konkursy dla nauczycieli piszących). Nagrodzona w XVI Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „Chojnicka Noc Poetów”(2008), nagradzana w Ogólnopolskich Literackich Spotkaniach Pokoleń w Kobylnikach; publikuje w almanachach, prasie, min. Akant, Własnym Głosem, ZnaJ, Głos Ciechanowa. Ostatnie publikacje to tomik pt. „Tańcząc na wierzchołkach drzew” almanach „Poeci Borów Tucholskich”, liczne almanachy pokonkursowe, książki poetyckie „Fraktale” i „Serenita”
W jej poezji najważniejszy jest człowiek, jego los i miejsce, a miejsce musi być blisko natury, bo tylko to warunkuje pełne szczęście.
Serdecznie dziękujemy Pani Barbaro za to wspomnienie i za przesłane z nim zdjęcia. Pozdrawiam w imieniu wszystkich Czytelników.
Krzysztof Wiśniewski